Koniec (naszego) świata - koniec patriarchatu

Przepowiednie i proroctwa towarzyszą ludzkości od zarania dziejów. Z reguły były one negatywne – głosiły rychłą śmierć różnych osobistości, zagładę królestw, imperiów, a nawet koniec świata. O czekającym nas końcu świata mówi wiele starożytnych ksiąg, w tym również Biblia. Na przestrzeni tysiącleci koniec świata obwieszczali prorocy, jasnowidzący i wieszcze z różnych kultur i obszarów naszej planety, począwszy od królowej Saby – Makedy, poprzez Nostaradamusa, a kończąc na współczesnych jasnowidzących, jak słynna Bułgarka Baba Wanga. Znany sceptyk i krytyk zjawisk paranormalnych, James Randi, w swoich badaniach nad różnymi przekazami doliczył się tylko na czas po Chrystusie 44 przepowiedni głoszących koniec naszego świata. Wiele z tych wizji i katastroficznych proroctw przypadło na czasy współczesne. Związane jest to z przełomem tysiącleci, w które wkroczyliśmy po 2000 roku oraz z zapisaną w Wielkim Kalendarzu Majów ostatnią datą: 21.12.2012 roku. Splot tychże zwiastunów przez niektórych badaczy został zinterpretowany jako zbliżający się koniec świata. Istnieją jednakże odmienne naukowe, a także filozoficzne, religijne i ezoteryczne opinie oraz teorie, sprowadzające ową datę do końca pewnej epoki i początku nowej. Kto ma rację? Czy rzeczywiście ludzkość doby współczesnej czeka nieuchronny koniec egzystencji na Ziemi wywołany jakimś potężnym kataklizmem lub nuklearną wojną, czy też znajdujemy się w niezmiernie ważnym punkcie dziejów naszej planety, na przełomie dwóch wielkich epok? W niniejszym artykule, opartym na pisanych źródłach oraz na własnych przemyśleniach i osobistym wglądzie, postaram się udowodnić, że za przepowiedniami o końcu naszego świata kryje się kres dominacji patriarchatu i jego struktur, po którym ludzka społeczność wejdzie w epokę większej niż dotychczas harmonii i równowagi.

Do najstarszych, znanych nam przepowiedni związanych z końcem świata należą proroctwa Makedy (wg innych tradycji było jej na imię Michalda), królowej Saby – starożytnego królestwa położonego w okolicach granicy dzisiejszego Egiptu i Sudanu. W swoich proroctwach ukazała ona żydowskiemu królowi Salomonowi (około IX w. p.n.e.) wizję przyszłości świata aż do czasów jego końca. Jedna z jej przepowiedni miała głosić, że przypadnie on w momencie upadku Rzymu. Jak wiemy dziś z historii potęga Rzymu, a wraz z nim całego jego imperium, legła w gruzach w V w. naszej ery, co wiązało się z końcem świata starożytnego i początkiem średniowiecza. Z powyższego przykładu można wysnuć wniosek, że dla wieszczącego w starożytności „koniec świata” oznaczał koniec epoki, w której on żył, w tym przypadku epoki starożytnej.

Pozostając przy starożytnych przepowiedniach głoszących koniec świata, należy wspomnieć o Objawieniu św. Jana, zawartym na końcu Nowego Testamentu. Tekst ów, zwany Apokalipsą i przypisywany apostołowi Janowi, jest niezmiernie trudny do jednoznacznego zinterpretowania, nasycony jest bowiem licznymi słowami – symbolami (np. Baranek, Antychryst, Bestia, Jeźdźcy Apokalipsy, smok, pieczęcie, lew, trąby) oraz liczbami, z których najbardziej eksponowane są: 3, 4, 7, 666. Z tej racji, od ponad tysiąca lat, liczni badacze Objawienia bardzo różnie interpretowali zawarte w niej informacje. Część z nich uważała, że wizja apostoła Jana dotyczyła Cesarstwa Rzymskiego i jego upadku. Większość jednak jest zgodna co do tego, że Apokalipsa jest przekazem na okres nam współczesny, dotyczącym czasów ostatecznych, w których nadejdzie Antychryst a wraz z nim nastąpi koniec świata. Mowa jest w niej m.in. o spalonej ziemi, zamianie wody w morzach w krew, zatruciu życiodajnych źródeł, zaćmieniu ciał niebieskich, ataku szarańczy i masakrze dokonanej przez 200 mln zbrojnych, w których zginie jedna trzecia ludzkości. Ostatecznie jednak ma zwyciężyć Słowo Boże i dobro, a na Ziemi zapanuje tysiącletni pokój – Millenium, po którym znów, tym razem na krótko, pojawi się szatan. W ostatniej walce i on zostanie pokonany i na wieczność uwięziony w otchłani.

Nasilenie przepowiedni związanych z końcem świata nastąpiło na przełomie 1000 i 1001 roku, niosąc za sobą obłędny strach i chaos, co przejawiło się we wzroście zarówno antyreligijnych jak i religijnych praktyk, jak również epidemii, wojen i wstrząsów społecznych tworzących dramatyczne tło ówczesnych czasów.

Do niezwykle zagadkowo brzmiących przepowiedni związanych z końcem świata okresu średniowiecza należy proroctwo św. Malachiasza. Ten żyjący w XII wieku irlandzki biskup katolicki określił kolejnych papieży zasiadających na Piotrowym tronie po jego śmierci i przypisał do nich odpowiednie, symbolizujące ich słowa. Twierdził, na podstawie swoich wizji, że koniec świata nastąpi wówczas, gdy w Watykanie zasiądzie papież, który przybierze imię Piotra II Rzymianina. W opinii badających przepowiednie Malachiasza, Benedykt XVI jest ostatnim papieżem przed Piotrem Rzymianinem, a zatem koniec świata przypisywany w okresie pontyfikatu tego Piotrowego następcy ma nastąpić w czasach nam współczesnych. Proroctwo irlandzkiego biskupa potwierdza wizja papieża Piusa X (1903-1914), której doznał podczas swojego pontyfikatu. Ten Ojciec Święty, dzieląc się informacją na jej temat miał stwierdzić: „Bracia, widziałem Rzym skąpany we krwi księży i biskupów, widziałem któregoś z papieży jak w ucieczce rzuca się do wypełnionego zwłokami Tybru. Ujrzałem nasze świątynie w gruzach i wiernych, którzy je podpalają…”

Żyjący w latach 1503-1566 Nostradamus, uważany przez współczesnych historyków za największego proroka wszech czasów, również przepowiadał koniec, a właściwie zagładę świata. Odnosząc się do jego przepowiedni, które zawarł w tzw. centuriach, ich interpretatorzy zwracają uwagę na fakt, iż wiele zagrożeń pod postacią kataklizmów i wojen przypada na obecny czas, jednakże nie odnoszą się one do zagłady wszelkiego życia na Ziemi, dla całej planety. Wiele z jego przepowiedni, takich jak: dojście do władzy Napoleona, dyktatura i upadek Hitlera oraz Mussoliniego, wybuch obydwu wojen światowych, wynalezienie i zastosowanie bomby jądrowej, zamach na J.F Kennedy’ego, lądowanie na Księżycu, śmierć księżnej Diany, zamachy terrorystyczne w USA i zniszczenie wież World Trade Center, rzeczywiście sprawdziło się. Jeśli chodzi o koniec życia na Ziemi, Nostradamus sytuuje go dopiero na rok 3797, a zatem za ok. 1800 lat.

Wiele wizji końca świata zostało stworzonych przez wyznawców różnych religii i ich odłamów. W szczególności dotyczy to judaizmu i chrześcijaństwa, dwóch religii połączonych Starym Testamentem. Już pod koniec średniowiecza pojawiły się głosy biblistów, że w Starym Testamencie znajduje się zakodowana informacja o końcu świata. Jednym z pierwszych, który uważał, że dostrzegł tę informację, był jej tłumacz na język angielski – John Wicklif. Według jego spostrzeżeń miał on nastąpić w roku 1400. Kolejnym piewcą końca świata schyłku średniowiecza był katolicki teolog Wincenty Ferreriusz, według którego miało to nastąpić w 1412 roku. Leowitius z kolei, teolog i myśliciel chrześcijański, prorokował kres świata na rok 1584. Kolejny badacz Biblii, Winston, doszedł do wniosku, że konkretną datą w niej zapisaną jest rok 1714. Mikołaj z Kuzy, jeden z najświatlejszych umysłów nowożytnej nauki, spodziewał się końca świata pomiędzy rokiem 1700 a 1734. Zaś dziewiętnastowieczny teolog i myśliciel anglikański, Edward Irving, oczekiwał końca świata w roku 1835. Od jego nazwiska powstał nawet nurt religijny – irvingianizm. Z kolei od nazwiska XIX-wiecznego pastora i badacza Biblii Williama Millera, wziął nazwę kolejny odłam religijny zwany milleryzmem. Milleryści byli przekonani, że w roku 1844 nastąpi Drugi Adwent, czyli ponowne widzialne przyjście Chrystusa na Ziemię, co zapoczątkuje ciąg wydarzeń ostatecznych i koniec świata. Gdy wyznaczona przez Millera data Drugiego Adwentu minęła bez zapowiedzianego przyjścia, większość millerystów odstąpiła od swojego proroka i zapoczątkowała ruch adwentystowy. Jego członkowie wierzyli w ponowne przyjście Chrystusa na Ziemię i związany z tym koniec świata, nie określając tego jednak w czasie.

Charles Taze Russell, amerykański kaznodzieja i reformator religijny żyjący na przełomie XIX i XX wieku, założyciel Międzynarodowego Stowarzyszenia Badaczy Pisma Świętego, wskazywał na rok 1914, przewidując tym samym wybuch I wojny światowej, jako na „początek końca wydarzeń ostatecznych”. Badacze Pisma Świętego uważają, że wojna ta właściwie nadal trwa i zapoczątkowała koniec dziejów ludzkości. Świadkowie Jehowy z kolei głosili jeszcze kilkadziesiąt lat temu, że końca świata należy spodziewać się w 1975 roku. Co istotne dla naszych rozważań, w ich rozumieniu „koniec świata” i „koniec ludzkości” to dwa różne terminy.

Światowej sławy jasnowidzący Edgar Cayce (1877-1945), zwany „śniącym prorokiem” (w transie stawiał chorym diagnozy, radził, jak pokonać choroby), ujawniał swoje wizje dotyczące przeszłości i przyszłości Ziemi. Część jego przepowiedni rzeczywiście się spełniła, nie sprawdziły się natomiast te najbardziej katastroficzne, takie jak wielkie trzęsienie ziemi w Ameryce i wybuch w 1999 roku trzeciej wojny światowej prowadzącej do zagłady naszej cywilizacji.

W drugiej połowie XX wieku indiański mistyk ze szczepu Chippewa – Słoneczny Niedźwiedź (1929-1992), bazując na własnych i tradycyjnych proroctwach rdzennych mieszkańców Ameryki, przepowiadał, że na skutek wyniszczającej ekspansji cywilizacji naukowo – technicznej, około 2000 roku Ziemia zbuntuje się i zapadną się wszystkie miasta. Radził, że jeżeli ludzkość chce przetrwać kataklizmy, powinna rozwijać się duchowo, żyć bardziej świadomie, mniej konsumpcyjnie i egoistycznie oraz zacząć szanować swoje środowisko życia, a nie je tylko wyzyskiwać.

W podobnym tonie, jak indiański mistyk przepowiadała koniec świata znana wizjonerka XX wieku Ruth Montgomery. W swej książce „Zwiastun Nowej Ery” prorokowała, iż na skutek przebiegunowania Ziemi powstanie ogromna fala przypływu w oceanach, która pochłonie olbrzymie obszary lądu (m.in Wyspy Brytyjskie, Holandię, Japonię i Kalifornię), a na pozostałych obszarach wystąpią liczne trzęsienia ziemi oraz potężne huragany. Ten zapowiadany na drugą połowę 1999 roku kataklizm przetrwać miały tylko osoby reprezentujące wyższy poziom rozwoju duchowości.

Skoro nadmieniłem już o wielowiekowym przekonaniu głoszącym, że Stary Testament, a w szczególności 5 jego pierwszych ksiąg zwanych Torą lub Mojżeszowym Pięcioksiągiem (na ich tekstach opiera się judaizm), zawiera informację o przeszłych i przyszłych losach naszego świata, należy tę kwestię przedstawić szerzej. Przeświadczenie o kodzie zawartym w Biblii spędzało w przeszłości sen z powiek wielu jej badaczom i naukowcom. Jednym z nich był słynny XVIII-wieczny uczony Izaak Newton, odkrywca prawa powszechnego ciążenia, który miał tak dużą obsesję na punkcie owego kodu, że aby badać Torę w oryginale nauczył się języka hebrajskiego, po czym przez całe dziesięciolecia ślęczał nad jej wersetami, by odkrywać tajemnicę przyszłych losów świata. Na starość, nic nie odkrywszy, zdziwaczał i umarł otarłszy się zaledwie o wielką zagadkę. W 150 lat po nim Iwan Panin, matematyk i erudyta znający antyczne języki, odkrył, że Torą rządzą matematyczne prawidłowości. Owe zaskakujące prawidłowości dostrzegł również na początku lat 40. XX wieku rabin z Pragi, Michael Weissmandel. Ponieważ sprawa z kodem Biblii stała się głośna, przetrwała do czasów nam współczesnych, kiedy to do poszukiwań ukrytych w nim przekazów można było zaangażować komputery. Człowiekiem, który wielowiekowe przekonania o ukrytym w Torze kodzie zamienił właściwie w pewność i w końcu, posługując się najnowszym sprzętem komputerowym go przełamał, jest izraelski matematyk Elijahu Ripes. Razem ze współpracownikami, dziennikarzem Michaelem Drozninem (wydał w 1997 roku książkę pt. „Kod Biblii”) i fizykiem Doronem Witztumem, używając specjalnych technik i komputerowych programów potwierdził on wcześniej znalezione matematyczne prawidłowości oraz znalazł zależności pomiędzy hasłami (słowami kluczowymi) a sensownymi do nich odniesieniami. Za przykład może służyć słowo „hitler”, które w biblijnym kodzie sąsiaduje ze słowem „nazim”. Inne przykłady: hasło „einstein” jest w bezpośredniej bliskości ze słowami „teoria względności”, „kennedy” – z „umrze w dallas”, „szekspir” – z „makbet i hamlet”, a obok wyrazu „komputer” wyłowione zostało zdanie: „prawda ukryta w słowach”. Ripes i jego współpracownicy, przeświadczeni o zakodowanych w Torze realnych zagrożeniach i prawdziwych informacjach, bezskutecznie ostrzegali izraelskiego premiera Icchaka Rabina, gdy odkryli w pobliżu jego nazwiska słowa „zabójca i zamach” oraz datę 5756 rok, co zgodnie z kalendarzem gregoriańskim odpowiada 1995 roku. Premier Izraela nie uwierzył w to, że zapowiedź jego śmierci można odczytać z tekstu Tory i zginął w zamachu w listopadzie 1995 roku. Z kolei poszukiwania zakodowanego w Mojżeszowym Pięcioksiągu ostrzeżenia przed trzecią wojną światową lub zagładą nuklearną przyniosły pozytywne rezultaty pod postacią konkretnych dat. Pierwsza data to rok 5760, która według naszego kalendarza oznacza rok 2000, a druga – to rok 5766, czyli 2006 rok według zachodniej rachuby. Obie te daty, jak wiemy, mamy już za sobą. Co stało na przeszkodzie, że się nie sprawdziły? Odpowiedzi na to pytanie udzielam na dalszych stronach niniejszego tekstu.

Natomiast w tej jego części, poświęconej wizjonerom i prorokom wieszczącym koniec świata, nie sposób nie wspomnieć o Baba Vandze (1911-1996), bułgarskiej jasnowidzącej, która celnością swoich przepowiedni i trafnością w rozwiązywaniu kryminalnych zagadek „rzuciła na kolana” komunistycznych materialistów z całego niemalże obozu socjalistycznego. Wangelija Pandewa Dimitrowa – bo tak brzmiało jej prawdziwe nazwisko, w 1926 roku straciła wzrok, lecz dopiero w 1941 roku ujawniła swój dar jasnowidzenia opowiadając ludziom z okolic swojego zamieszkania, co spotka ich w przyszłości, jak również stawiając chorym diagnozy i przepisując odpowiednie zioła. Od tego czasu, aż do jej śmierci, dom Wangi w bułgarskim Petric był odwiedzany przez tysiące ludzi, w tym również przez osoby reprezentujące władzę, jak car Borys III, a później przez oficjeli komunistycznego rządu Bułgarii. Bułgarskiej jasnowidzącej przypisuje się przepowiednie dotyczące śmierci Stalina, katastrofy w Czarnobylu, rozpadu ZSRR, zatopienia okrętu podwodnego „Kursk” oraz zamachu na wieże World Trade Center w Nowym Yorku. Odnośnie najbardziej interesującego nas, najbliższego nam czasu, przepowiedziała na 2010 rok wybuch III wojny światowej, po której tragicznym przebiegu z użyciem broni jądrowej włącznie, zapoczątkowana zostanie nowa, wspaniała era w dziejach ludzkości. Nie ma w jej proroctwach wizji końca świata, jest natomiast wizja zagłady Ziemi, przewidywana przez nią na 3797 rok, czyli na ten sam czas, który prorokował Nostradamus. Ludzkość jednakże, dysponując odpowiednio wysoką techniką, przed tą totalną katastrofą opuści na statkach kosmicznych swoją rodzimą planetę i osiądzie na innej.

W okresie wkraczania w nowe tysiąclecie, w okolicach przełomu XX i XXI wieku mogliśmy zaobserwować kolejne nasilenie niepokoju i wzrost liczby przepowiedni zwiastujących koniec naszego świata. Wiara w spełnienie się katastroficznych wizji związanych z rokiem 2000 spowodowała, że członkowie kilku apokaliptycznych sekt dokonali aktu samounicestwienia. W 1978 roku ponad 900 członków Świątyni Ludu (w tym także dzieci) na rozkaz przywódcy tej sekty, Jima Jonesa, popełniło samobójstwo przez zażycie cyjanku. W 1993 roku David Coresh, przywódca Szczepu Dawidowego, skłonił do odebrania sobie życia 86 osób przekonując, że w obliczu zbliżającego się końca wspólna śmierć będzie początkiem nowego, lepszego życia. Z kolei na przełomie XX i XXI wieku ponad pół tysiąca członków Ruchu na Rzecz Przywrócenia Dziesięciu Przykazań Bożych z Ugandy dokonało aktu samospalenia. Stan zagrożenia, doświadczenie kruchości egzystencji oraz zachwiane poczucie sensu i związane z nimi lęki wykorzystały nie tylko sekty, ale także różne Kościoły jako okazję do przyciągnięcia nowych wyznawców. Pod koniec 1999 roku na ulicach polskich miast można było spotkać ludzi różnych wyznań, rozdających ulotki z ofertą zbawienia przed końcem świata. Każda ulotka reklamująca dany Kościół przekonywała, że tylko wstąpienie do niego może zapewnić zbawienie, co stanowiło dla agitowanych osób nie lada kłopot. Przed Sylwestrem 1999 roku Kościół Mormonów ogłosił, że zamknął listę nowych wyznawców a osoby, którym nie udało się zapisać, utraciły szansę na zbawienie.

Jedną z głośnych medialnie osób, przepowiadających z kolei zagładę świata na 2011 rok, był samozwańczy prorok Harold Camping, który o swoich przepowiedniach opowiadał na antenie kalifornijskiego Radia Family, rozgłośni o religijnym charakterze. Ów amerykański kaznodzieja swoje apokaliptyczne wizje również opierał na dawnym przekonaniu głoszącym, że w Starym Testamencie zawarta została informacja na temat dokładnej daty końca świata. Na podstawie własnej interpretacji Księgi Rodzaju oraz przy pomocy matematycznych obliczeń Camping, jak osobiście uważał, dokonał odkrycia dokładnej daty, która zapoczątkuje Sąd Ostateczny na Ziemi. W wyniku jej olbrzymiego trzęsienia, jakie miało nastąpić 21.05.2011 roku dokładnie o godzinie 18.00, miał zostać zniszczony świat do tego stopnia, że tylko 2% ludzkości miało przeżyć zagładę i dzięki temu uzyskać zbawienie. Ponieważ prorokowana przez niego wielka apokalipsa nie spełniła się, przyznał się do błędu i przesunął jej datę na 21.10.2011 roku. Jak dziś wiemy i ta data okazała się „niewypałem” ale co najgorsze, choć kaznodzieja ów przepowiadał już wcześniej koniec świata na 1994 rok, do dziś nie brakuje osób, które wierzą w jego proroctwa. Wielu Amerykanów ufając, że Camping ma rację i licząc na szybkie zbawienie, wyprzedało swój majątek i porzuciło rodzinę.

Największa jednakże jak do tej pory eskalacja obaw przed kresem naszego świata wiąże się z końcem 2012 roku, nad którym to ciąży ogromna chmura skumulowanych, katastroficznych wizji. Wiele kontrowersji budzi graniczna data 21.12.2012 kończąca Wielki Kalendarz Majów, co niektórzy badacze interpretują jako koniec świata. Wielu orędowników tej tezy być może nie wie, że istnieją także inne kalendarze tego indiańskiego ludu, wskazujące na czasy tak odległe, jak na przykład rok 4772. Współcześnie żyjący potomkowie Majów, jak szaman i członek starszyzny plemienia Apolinario Chile Pixtun, uważają tę katastroficzną przepowiednię za nonsens, a pogląd ten potwierdzają badacze kultury Majów z australijskiego La Trobe University, wskazując raczej na początek nowego etapu dziejowego czy epoki. Także uczeni z rejonu Meksyku, czyli terenu będącego kolebką kultury Majów, uważają, że wspomniana data ma znaczenie symboliczne, podobne do końca naszego roku.

A zatem, dlaczego w przeszłości, a zwłaszcza obecnie tyle przepowiedni o końcu naszego świata, które na szczęście nie sprawdziły się? Warto zwrócić uwagę, że sama wiara i przebłyski wyższych poziomów świadomości nie wystarczą, aby dostąpić prawdy na temat przyszłości. Wielu wizjonerów, przepowiadając katastroficzne wizje było w stu procentach przekonanych, że muszą się one spełnić, bo jak uważali, otrzymali przekaz od samego Boga. Część przepowiadających niekiedy wręcz apokaliptyczną przyszłość to osoby bardzo obciążone własnymi negatywnymi myślami i emocjami, z których się nie oczyściły. Uważam, że wizje nieoczyszczonych czy „nawiedzonych” głosicieli prawdy są najczęściej odbiciem, projekcją ich własnych negatywnych emocji, skumulowanych w ich podświadomości. Niektórzy wizjonerzy, widząc wiele zła na naszym świecie, podświadomie wręcz pragnęło jego końca, co znalazło swoje odbicie w katastroficznych przepowiedniach. A może przepowiednie końca świata związane są zupełnie z innym tematem, mają funkcję symboliczną, bo jeżeli najwięksi prorocy i wizjonerzy przepowiadają zagładę świata w bardzo odległej przyszłości (Nostradamus i Baba Vanga zgodnie sytuują ją na ok. 3797 rok), to co może kryć się pod pojęciem kresu naszego świata?

Otóż przede wszystkim należy rozróżnić dwa podobne w swoim znaczeniu sformułowania: „koniec świata” od „zagłady świata” („zagłady ludzkości”). O końcu, kresie świata głosili z różnych jego zakątków prorocy i prorokinie, wróżbici i wieszcze różnych okresów dziejów ludzkości, począwszy od starożytności, a kończąc na czasach współczesnych. Trzeba pamiętać, że głoszący koniec świata, często dodając do tego sformułowania przymiotnik „naszego”, byli przedstawicielami okresu historii ludzkiej społeczności zwanej patriarchatem. Wieszcząc koniec naszego świata najczęściej ogłaszali, nie będąc tego w pełni świadomi, kres pewnego etapu ludzkich dziejów, w tym również patriarchatu. Za przykład niech służą wymienione już wcześniej proroctwa królowej Saby, Makedy, w których zawarła wizję zwiastunów końca świata wraz z upadkiem Rzymu. Po jego upadku w V wieku faktycznie nastąpił „koniec świata”, lecz dotyczył on kresu świata starożytnego, po którym ludzka społeczność weszła w średniowiecze. Zagładę świata natomiast należy rozumieć jako unicestwienie wszelkiego życia na Ziemi wraz ze zniszczeniem samej planety. Tę wizję zwiastowało zgodnie, czyli na ten sam czas (rok 3797), dwoje największych jasnowidzących: Nostradamus i Baba Vanga.

Na to, że wyrażenie „koniec świata” nie ma nic wspólnego z zagładą świata (ludzkości), świadczy też pewien fakt. Otóż wszelkie proroctwa głoszące koniec świata, zarówno Apokalipsa św. Jana, jak i proroctwa Indian czy ludów Dalekiego Wschodu, posiadają jeden wspólny mianownik – po kresie naszego świata ma nastąpić na Ziemi pokój, porządek, sprawiedliwość i rozwój nowej ludzkiej społeczności. Ten aspekt szczególnie podkreślają wizje Dalekiego Wschodu, które cechuje większy optymizm i łagodność od tych z zachodniego kręgu kulturowego. I tak na przykład, wyznawcy hinduizmu twierdzą, że najgorsza z epok, za którą uważa się naszą współczesną, zwana Wiekiem Żelaza, dobiega właśnie końca. Świat zmierza ku nowej erze, w której powszechnie będzie się akceptować dobro ogółu oraz sprawiedliwość. W proroctwach buddyzmu z kolei, odnajdujemy na ten czas przełomu nową wizję ludzkości, która powoli owocuje, rozsiewa się i jest zapowiedzią nowej, lepszej przyszłości. Impulsem do przebudzenia się do życia w nowej erze ma być nowy Budda, Maitreya, który ma głosić na Ziemi nową, opartą o pełną harmonię duchowość. Dalekowschodnie wizje i koncepcje przyszłości przyswoili do swoich idei wyznawcy New Age, obecny okres nazywając „Czasem Końca”, co zbiega się ze schyłkiem Ery Ryb. Wierzą oni, że dzięki praktykom duchowym i pracy na rzecz pokoju na Ziemi, przejście z Ery Ryb w nową erę, zwaną Erą Wodnika, odbędzie się w sposób łagodny.

Jak widzimy poszczególne wizje dotyczące „końca naszego świata” różnią się sposobem przejścia z owego końca do nowego początku: czy odbędzie się ono w sposób łagodny, czy w sposób katastroficzny? Wyrażenie „koniec świata” należy rozumieć zatem jako upadek patriarchalnego świata zdominowanego przez patriarchalne systemy religijne i społeczne. (Nawet w mowie potocznej często zdarza się używać tego wyrażenia – koniec świata – na określenie m.in. bardzo tragicznej sytuacji).

Posuwając się w naszych rozważaniach dalej, trzeba dodać ważne spostrzeżenie. Na podstawie źródeł historycznych oraz własnych przemyśleń i poszukiwań doszedłem do wniosku, że pod hasłem „nasz świat” kryje się świat patriarchalny, czyli okres w dziejach ludzkości, w którym dominują patriarchalne pryncypia oraz oparte na nich systemy społeczne i religijne.

Wyrażenie „nasz świat”, często podkreślane przez patriarchalnych proroków i prorokinie w kontekście jego końca, jest podobne, wręcz tożsame z wyrażeniem „nasza era”. Jak ogólnie wiadomo, punktem odniesienia dla kalendarza zachodniego kręgu kulturowego jest czas narodzin Chrystusa. (Tak zostało ustalone w średniowieczu przez wiodącą wówczas europejską potęgę, Kościół katolicki. Wyznawcy islamu z kolei liczą „swoją erę” od chwili ucieczki Mahometa z Mekki do Medyny tj. od roku 622. Dla nich obecny rok – 2012 – to rok 1434. Dla Izraelitów zaś panuje rok 5773, liczą oni bowiem czas od roku 3761 p. n. e., który uważają za początek stworzenia naszego świata. Z kolei dla Majów, twórców osławionego Wielkiego Kalendarza, świat zaistniał w 3114 roku p.n.e. Jeszcze inny rok panuje w tej chwili dla Chińczyków). O latach, wiekach i tysiącleciach przed narodzeniem Chrystusa mówi się zatem, że istniały „przed naszą erą”. Czas po Jego narodzinach uważa się za okres „naszej ery”. Mamy tutaj zatem to samo sformułowanie, lub przynajmniej podobne, jak w przypadku wyrażenia „nasz świat”. „Nasza era” określa dla zachodniego kręgu kulturowego czas panowania chrześcijaństwa, natomiast „nasz świat” należy utożsamiać z okresem dziejów ludzkiej społeczności, w której panują pryncypia patriarchatu tworzonego również przez chrześcijaństwo.

Aby zrozumieć, czym jest tak właśnie pojmowany „nasz świat”, należy sięgnąć do początków jego istnienia. Jak podają historycy i archeolodzy początki patriarchatu sięgają ok. 10 tysięcy lat, co przypada na koniec ostatniego zlodowacenia. Przed nim dominował wśród pierwotnych ludów Ziemi matriarchalny system społeczny. W strukturze matriarchatu dominowała kobieta, która była osobą nie tyle sprawującą władzę (w dzisiejszym tego słowa znaczeniu), co dzięki swojej życiowej mądrości – radzącą i opiekującą się plemieniem, szczepem, rodem i rodziną. Po ustąpieniu ostatniego zlodowacenia, gdy matriarchalne społeczności zbieracko-łowieckie poczęły przekształcać się w grupy związane z uprawą ziemi i hodowlą zwierząt, to mężczyzna, ze względu na swoją siłę fizyczną i zdolność do radzenia sobie w świecie materii, zaczął dominować w społeczeństwie. Powoli stawał się on głową rodu i archaicznej grupy społecznej, a męska dominacja znalazła swoje odzwierciedlenie w mitach, w których obok pierwotnie czczonych bogiń zaczęli pojawiać się bogowie. Adam i Ewa, jak uważają historycy – bibliści, to symboliczne postaci nowej generacji ludzkości, związanej właśnie z patriarchatem i wiarą w męskie bóstwo.

Kolejny okres związany z rozwojem patriarchatu przypada na czas ok. 6000 lat p. n. e., czyli około 8000 lat temu. Wówczas to z okolic Morza Kaspijskiego i dolnego dorzecza Wołgi nastąpiła jego ekspansja. Tereny te zamieszkiwały natenczas półkoczownicze plemiona patriarchalnych wojowników, którzy w swoich kultach ponad boginie wywyższali bogów. Współcześnie nazywa się ich Indoeuropejczykami. Tworzyli oni kulturę kurhanową, związaną z pochówkiem wybitnych męskich członków ich społeczności w kurhanach, czyli grobowcach – kopcach, będących pierwowzorem dla egipskich piramid. Systematycznie, na przestrzeni kilku tysiącleci podbili oni matriarchalne ludy zamieszkujące obszar ówczesnej Europy oraz Azji i wyznające kult Bogini – Matki. Pomimo ekspansji i rozwoju patriarchatu kobieta długo jeszcze była przedmiotem kultu i czci, a wiele bóstw miała żeńskie pochodzenie. Około 4000 – 3500 lat p. n. e., gdy powstawały miasta pierwszej patriarchalnej już cywilizacji Sumeru, boginie sprawowały władzę na równi z bogami.

Nacja żydowska jest przekonana, że nasz świat powstał dokładnie w 3761 r. p. n. e. W tym czasie zaczęły pojawiać się na terenie dzisiejszego Iraku miasta – państwa pierwszej patriarchalnej cywilizacji Sumerów, takie jak Eridu, Uruk, Ur, Nippur. Jak podaje Stary Testament, Abraham, pierwszy patriarcha żydowski, urodził się w chaldejskim Ur, jednym w najstarszych miast świata, które do ok. 1800 r. p. n. e. było ośrodkiem cywilizacji Sumerów, a następnie zostało zdobyte przez młodszą cywilizację Babilonu. Sumeryjskie Ur, w którym to prastarym mieście współcześni archeolodzy znaleźli pierwsze, zaawansowane wyroby z brązu, wraz z otaczającą go krainą, Chaldecją, przeszło pod władzę Babilonu. Data, którą nacja żydowska uważa za początek świata, czyli rok 3761 p. n. e., jest prawdopodobnie datą zaistnienia tego patriarchalnego miasta – państwa, w którym w około 2000 lat później przyszedł na świat Abraham. „Stworzenie naszego świata” w wierze żydowskiej, należy zatem bezsprzecznie łączyć z powstaniem miejsca narodzin pierwszego patriarchy żydowskiego, czyli z Ur, i początkiem zaistnienia pierwszej patriarchalnej cywilizacji, cywilizacji Sumerów, której jednym z osiągnięć było wynalezienie pisma. (Nowożytne środowisko naukowe, zdominowane przez mężczyzn, datuje powstanie naszej, ziemskiej cywilizacji właśnie od czasów Sumerów, pomijając istnienie matriarchalnych kultur).

Cywilizacja Babilonu wykreowała świat bardziej patriarchalny, aniżeli Sumerowie. Władzę i najważniejsze role pełnił w babilońskim społeczeństwie mężczyzna, chociaż jeszcze wówczas oddawało ono cześć pierwiastkowi żeńskiemu pod postacią bogini Isztar. Dopiero za sprawą mitologii hebrajskiej, a później powstałej na jej bazie religii żydowskiej, kobieta została strącona z piedestału bogini i sprowadzona do roli drugiej, gorszej płci. Wraz z wejściem w średnią epokę brązu (ok. 2000 lat p.n.e.) nastąpiła dominacja męskiego pierwiastka i jego atrybutów tj. odwaga, inteligencja, czyli umiejętność radzenia sobie w świecie materii, żarliwość i poświęcenie dla idei, siła, ekspansywność i agresja. Tak zaczęła się historia „naszego świata”, świata, którego korzenie tkwią zarówno w sumeryjskiej, jak babilońskiej i żydowskiej „glebie”.

Wracając do osławionego Wielkiego Kalendarza Majów, zwanego przez nich Tzolkin, uważam, że zapisane są w nim dzieje patriarchatu i jego koniec. Jest on jednym z trzech kalendarzy tego indiańskiego ludu, a odmierza on czas galaktyczny (konkretnie okresy co 5125 lat), związany z obiegiem Słońca i Układu Słonecznego dookoła centrum naszej galaktyki, Drogi Mlecznej, oraz z ewolucją ludzkiego społeczeństwa. Tak jak każdy kalendarz ma swój początek i koniec. „Straszna” data, 21 grudzień 2012 roku, oznacza jego zakończenie, wskazujące na koniec jednego z okresów w dziejach ludzkości, który został zapoczątkowany ponad 5100 lat temu. (Gdy kończy się nasz roczny kalendarz, czy w związku z tym mamy snuć katastroficzne wizje?). Z historii wiemy, że w tym mniej więcej czasie, czyli około 3100 lat p. n. e., za sprawą króla Menesa dokonało się połączenie królestw Górnego i Dolnego Egiptu, w wyniku czego powstało pierwsze w okresie patriarchatu państwo z jedną stolicą – Memfis. We wcześniej powstałej od egipskiej cywilizacji Sumeru istniały już państwa, ale niewielkie i rozproszone, związane z miastami, zwane miasta – państwa, jak Eridu, Uruk i Ur, zarządzane przez osobnych władców i rywalizujące między sobą a nawet nawzajem się najeżdżające. Od momentu zjednoczenia kolejni patriarchalni władcy Egiptu zażądali nazywać siebie faraonami i od około 2700 roku p. n. e. nakazali wznosić dla siebie olbrzymie grobowce – piramidy. Jak zatem widzimy, na początku cyklu zapisanego na Wielkim Kalendarzu Majów, który kończy się wraz z datą 21.12.2012 roku, dokonała się w okresie patriarchatu rzecz, jak na tamte czasy, przełomowa. Dokonało się zjednoczenie dwóch rywalizujących do tej pory ze sobą królestw w jedno państwo, z jedną stolicą i pod rządami jednego władcy.

Kontynuując nasze rozważania, głównie dla potrzeb udowodnienia twierdzenia, że koniec świata jest w rzeczywistości końcem patriarchatu, spójrzmy jeszcze bardziej w głąb dziejów ludzkiej społeczności i zobaczmy, co było przed cyklem zapisanym na Wielkim Kalendarzu Majów. Cofnijmy się zatem w okres poprzedzający „nasz” okres, czyli w czas sprzed 3100 roku p. n. e. Jeżeli dodamy do tych lat lata galaktycznego cyklu poprzedzającego, czyli 5125 lat, otrzymamy wówczas sumę powyżej 8200 lat p. n. e. (czyli ponad 10 000 lat temu). Odwołując się kolejny raz do historii stwierdzamy, że na ten czas przypada koniec epoki lodowcowej, utożsamiany z początkiem przechodzenia pierwotnych społeczeństw z matriarchatu w patriarchat. Koniec ostatniego zlodowacenia, przypadający na początek galaktycznego okresu poprzedzającego ten, który został zapisany na Wielkim Kalendarzu Majów, był zatem – jak wynika z prostych obliczeń matematycznych – ewolucyjnym impulsem powodującym przejście z panującego do tej pory systemu matriarchalnego w patriarchat. Od tego też momentu zaczęła wzrastać rola mężczyzny w pierwotnej społeczności wykorzystującego atrybuty przynależne swojej płci, głównie siłę fizyczną i intelekt, by budować nowe, oparte na patriarchalnych zasadach systemy społeczne. Skoro zaś dwa galaktyczne cykle temu został zapoczątkowany patriarchat, a jeden cykl temu nastąpiło przełomowe w dziejach patriarchatu powstanie pierwszego zjednoczonego państwa pod jedną władzą, to na podstawie tylko tych wiadomości można wysnuć wniosek, że wraz z datą 21.12.2012 roku kończy się stary, patriarchalny cykl, a ludzka społeczność, wraz z tym końcem, stanie u progu Nowego.

Innym przykładem na fakt, że kończą się dzieje patriarchatu a nie świata, podobnym zresztą w swojej symbolice do Wielkiego Kalendarza Majów, stanowi piramida Cheopsa. Jak powszechnie wiadomo, jest ona największym tego typu grobowcem wybudowanym temu faraonowi około 2,5 tys. lat p. n. e. Niektórzy archeolodzy i egiptiolodzy już od dłuższego czasu dopatrywali się w konstrukcji Wielkiej Piramidy ukrytego przekazu. Stosunki liczbowe i proporcje architektoniczne bowiem tej piramidy tworzą intrygujący zapis ciągły, wzrastający w wzwyż i odpowiadający około 6 tys. lat, co zgadza się z dotychczasowymi latami panowania cywilizacji patriarchatu, licząc od zaistnienia pierwszej patriarchalnej cywilizacji Sumeru. Inżynier David Davidson, badający w latach 70. ubiegłego wieku sposób skonstruowania, kształt i zawarte w niej proporcje stwierdził, że wszędzie powtarza się krotność liczby 286,1, czyli tzw. stopy, a koło u postawy liczy sobie sto razy więcej jednostek niż mamy dni w kalendarzu. Na podstawie obliczeń i symboli liczb odkryto zapisane w piramidzie ważne w dziejach ludzkości daty, m. in. rewolucji francuskiej i dwóch wojen światowych. Nas szczególnie interesuje ostatnia data (podobnie jak ostania data zapisana w Wielkim Kalendarzu Majów), jakiej zapis odkryto w piramidzie Cheopsa: 17 wrzesień 2001 rok. Data owa, opatrzona nazwą „wielki huk”, symbolizuje początek końca czegoś, co upada, kończy się z wielkim hałasem. Jak dziś wiemy, w tym prawie samym czasie, a konkretnie 11 września 2001 roku z wielkim hukiem runęły dwie wieże WTC w Nowym Jorku. Sześć dni różnicy w tak wielkim przedziale czasowym, jaki został zapisany w Wielkiej Piramidzie, nie odgrywa w tym momencie żadnej roli. (Powyższą informacją byłem niemalże zaszokowany, odkryłem ją bowiem w pierwszych numerach czasopisma „Fikcje i Fakty” wydawanego niemal 30 lat temu – a zatem na 20 lat przed zburzeniem osławionych wież – gdy dla potrzeb pisania niniejszego tekstu sięgnąłem do zawartego w tym periodyku cyklu artykułów Andrzeja Tokarczyka pt. „Wielka Apokalipsa” poświęconego – w związku ze zbliżającym się przełomem tysiącleci – przepowiedniom głoszącym koniec świata). Biorąc pod uwagę powyższe informacje uważam, że w piramidzie Cheopsa – podobnie jak w Wielkim Kalendarzu Majów – zostały zawarte dzieje patriarchatu, którego koniec, albo raczej początek końca zwiastował upadek wież WTC, symbolu zdegenerowanego systemu, w którym 2 mld ludzkości głoduje (podczas gdy na przeciwległym biegunie znajdują się tak liczne rzesze ludzi otyłych w wysoko rozwiniętych państwach, że ogłoszono w nich epidemię otyłości), a 80% ogólnoświatowego kapitału jest w rękach 20% ludzkiej populacji.

Co jest jeszcze godne odnotowania w tym temacie to fakt, że z datą 11 września 2001 roku związane są decyzje i posunięcia rządu USA, mające na celu walkę i likwidację terroryzmu, którego najliczniej reprezentują przedstawiciele islamskiej ortodoksji, wyznający skrajnie patriarchalne zasady. Wystarczy spojrzeć, co dzieje się w państwach lub prowincjach zamieszkałych m. in. przez zaliczanych do nich talibów, gdzie wciąż panuje stary, plemienny system patriarchalny, a kobiety traktuje się na równi z inwentarzem, podobnie jak to miało miejsce jeszcze ok. 100 lat temu w zachodnim kręgu kulturowym. Demokracja, którą reprezentują Stany Zjednoczone, choć w wielu wypadkach wciąż raczkująca, zrównuje prawa wszystkich ludzi bez względu na płeć, rasę, pochodzenie czy wyznawaną religię, i jako ustrój oraz idea współczesności, występuje przeciwko najbardziej skrajnej patriarchalnej ortodoksji i dogmatyzmowi. Wystarczy wspomnieć skonfliktowanych ze wszystkimi wyznawców islamu wojującego, niszczących dorobek innych religii i kultur (ostrzeliwanie posągu Buddy w Afganistanie, niszczenie kościołów), a także walczących i zabijających się nawet na terenie meczetów, co jest niezgodne z naukami Mahometa, zakazującymi wzajemnego zabijania i okaleczania pomiędzy jego wyznawcami.

Dowodów na twierdzenie, że koniec naszego świata to kres patriarchatu i ustanowionych przez jego reprezentantów praw, systemów i związanych z nimi instytucji, dostarcza właśnie współczesna rzeczywistość, która codziennie ukazuje nam obrazy degeneracji starego systemu. Przejawia się ona w dwóch głównych sferach życia:

1. w sferze materialnej – degeneracja systemu kapitalistycznego, którą można dostrzec m.in. we wzroście ogólnoświatowego ubóstwa z jednej strony i bogaceniu się elit społecznych z drugiej strony, jak również w ogólnoświatowym kryzysie ekonomicznym;

2. w sferze duchowej – degeneracja patriarchalnych religii monoteistycznych, ujawniająca się w upadku ich autorytetu moralnego m.in. w wyniku braku jedności i zgody pomiędzy nimi (nawet w łonie tych samych religii np. w islamie wielowiekowa nienawiść pomiędzy sunnitami a szyitami), licznych afer (w tym pedofilskich wśród księży Kościoła katolickiego) i kurczowego trzymania się ortodoksji, niezgodnej z duchem nowych czasów i z potrzebami ustawicznie rozwijającej się ludzkiej społeczności, co pociąga za sobą postępujące zeświecczenie społeczeństw, zwłaszcza w krajach o wysoko rozwiniętej demokracji.

Od kilkudziesięciu już lat, wraz z postępującą demokracją obserwujemy również degradację dawnych, patriarchalnych systemów wartości, co przejawia się m.in. w odrzucaniu różnic rasowych, kulturowych, społecznych i płciowych na rzecz pełnego równouprawnienia wszystkich obywateli świata. Społeczność ludzka poszukuje nowych, wyższych wartości duchowych o uniwersalnym, nie dzielącym ją wymiarze, których przykładem może być jej jednoczenie się na szeroką, ogólnoświatową skalę z potrzebującymi pomocy i obdarowywanie ich lub dzielenie się z nimi wszelkimi dobrami. I to właśnie jest oznaką nowych czasów, oznaką budowania nowej społeczności ludzkiej, o której jest mowa we wszystkich wielkich proroctwach i wizjach okresu patriarchatu.

Koniec świata patriarchatu, który pod określeniem końca naszego świata ogłaszają niemalże wszystkie największe proroctwa przeszłości, jak również ukazuje nam to nasza codzienna rzeczywistość, zwiastuje przejście w Nową Erę, w której to ludzkość będzie bardziej świadoma i światła. Za sprawą zjednoczenia rozumu i serca, czyli jedności męskiej inteligencji, panującej w patriarchacie, z żeńską uczuciowością, zapanuje większa niż do tej pory harmonia i równowaga, zapanują rządy Dobrej Woli i Mądrości. Ale czy do owych rządów dojdzie poprzez cierpienie, światowe katastrofy lub wojny, czy też w sposób łagodny, zgodny z ewolucją ludzkich umysłów – to zależy tylko od nas.

Bogdan Trawkowski